czwartek, 3 lutego 2011

Czekając na wiosnę...





Płacze pani Słowikowa w gniazdku na akacji,
Bo pan Słowik przed dziewiątą miał być na kolacji.
Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma,
A tu już po jedenastej - i Słowika nie ma!

Wszystko stygnie! Zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl z rożna, przyprawiany gęstym cieniem z lasku,
A na deser - tort z wietrzyka w księżycowym blasku.

Może mu się co zdarzyło? Może go napadli?
Szare piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka - głupstwo, bo odrosną, ale głos - majątek!

Nagle zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze...
"Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!"
A pan Słowik słodko ćwieka: "Wybacz, moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!"

"Spóźniony słowik", Julian Tuwim


Uff...
Wracam do życia po tym, jak przez nasz dom niczym tornado przetoczyła się WIELKA GRYPA.
Zaskoczyła nas nagle wysoką gorączką bólem gardła i ogólną słabością.
Oczywiście w tej sytuacji wszelkie plany przestały być ważne a priorytetem stało się przestrzeganie
godzin przyjmowania leków, a ponieważ każde z nas miało inne i o innych porach dnia należało je przyjmować,
miałam zajęcie na cały dzień.
Gdy jednak dolegliwości nieco ustąpiły trzeba było zająć czymś głowę (idealna okazała się J. Chmielewska i jej
lekka historyjka szpiegowska pt. Klin).
Kiedy natomiast spoglądałam w okno, z ni to zimowym ni to jesiennym szarym pejzażem,
zatęskniłam za wiosną i znalazłam zajęcie dla rąk.
Tak powstały moje maleńkie ptaszki, zwiastuny końca zimy i początku wiosny.
Ptaszyny są naprawdę malutkie, każde mierzy nie więcej niż 5,6 cm.
Są zrobione z masy samoutwardzalnej, malowane i lakierowane.








link within

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...